poniedziałek, 30 grudnia 2013

Powrót

Rzutem na taśmę, w ostatniej chwili udało nam się z Megi wrócić do Indii jeszcze w tym roku!
Samolot wylądował w Delhi jakoś po 7 rano. Dopiero świtało, choć temperatura na przyjemnym poziomie 12 stopni. A w gazetach piszą, że ta noc była najzimniejszą w ostatniej dekadzie - słupek rtęci spadł do 2,6 stopnia a ulice zmył potężny deszcz z burzą z piorunami. Takich anomalii tutaj nie pamiętają ponoć najstarsi górale.


Nam udało nam się zaskakująco sprawnie wydostać z lotniska i wysłużonym Ambasadorem dojechać do hotelu. Bez naciągania, sciemniania i zbędnych niespodzianek. Ale wystarczył krótki spacer, żeby spotkać wielu serdecznych "przyjaciół", którzy koniecznie chcieli pokazać jakiś zabytek lub ochronić przed naciągaczami podwożąc do "sprawdzonego" biura informacji turystycznej. Ach dobre, stare, brudne Indie. Choć może coraz bardziej nowoczesne i czyste. To jednak Indie. Czy coś się zmieniło tu przez ostatnie pół roku?

Kraj żyje przygotowaniami do majowych wyborów parlemantarnych i niedawnymi wyborami do czterech władz stanowych. Tematem przewodnim jest przede wszystkim Arvind Kejriwal - nowy premier "terrytorium unijnego" Delhi. Ten aktywista na rzecz walki z korupcją dokonał rzeczy niebywałej - rozbił skostniały system polityczny i w dwa lata zbudował siłę - Partię Zwykłego Człowieka - która zdeklasowła potężny Kongres Narodowy i przejęła władzę w stolicy. To niby tylko wybory lokalne, ale Kejriwal będzie rządził metropolią zamieszkaną przez ponad 22 miliony ludzi, czyli więcej niż większość państw w Europie. Wszyscy zastanawiają się, czy w rządzeniu będzie równie skuteczny jak w krytykowaniu rządzących?

Nas to jeszcze specjalnie nie zajmuje. Na dziś mamy poważniejszy problem: co zrobić w Sylwestra? Jak Indusi obchodzą Nowy Roku (jeśli w ogóle) i gdzie się udać, żeby najlepiej poczuć tutejszą specyfikę? Młody kolega Shiva zapewniał, że w czasach globalizacji także świętowanie Sylwestra staje się tu coraz bardziej popularne, mimo że starszy widzą w tym raczej upadek tradycyjnych wartości. Dla młodych ma to być jednak kolejna okazja na dobrą zabawę. Umiłowanie różnych festiwali w Indiach jest przecież legendarne. No to zobaczymy...

niedziela, 3 listopada 2013

Kaszmir i Ladakh

W lipcu znowu zajrzeliśmy do Indii. A latem najlepiej jest jechać w jedno miejsce: Himalaje. Jeżeli Indie z natury swej są różnorodne, to stan Dżammu i Kaszmir jest jednym z bardziej specyficznych. To nie tylko jedyna część Indii gdzie większość mieszkańców stanowią muzułmanie, ale sam też jest wewnętrznie zróznicowany. Zielona Dolina Kaszmiru to dom dla muzułmanów sunnickich. W sąsiednim Ladakhu, krajobraz już tybetański a większość mieszkańców to buddyści. Pomiędzy obiema regionami jedna z najwyższych i najbardziej spektakularnych dróg na świecie przecinająca góry na wysokości ok 5 km. Poniżej kilka fotek z tej krótkiej wizyty.

Dolina Kaszmiru

Pola ryżowe

Kaszmir nazywany jest Rajem na ziemi. Od kilkunastu lat jednak trwa tu antyindyjskie powstanie i obecność wojska dostrzegalna jest na każdym kroku. Od dwóch lat sytuacja nieco się poprawiła co pozwoliło na powrót turystów na słynne Dal Lake w Srinagarze.

Dal Lake - Houseboats

Dal Lake - codzienne obowiązki

Sprzedawcy na Dal Lake

Droga ze Srinagaru w Kaszmirze do Leh w Ladakhu liczy coś ponad 400 km. Ale autobusem podróż trwa dwa dni, jeepem ok 12h. Droga otwarta jest tylko przez kilka letnich miesięcy w roku i praktycznie cały czas jest budowana przez człowieka i niszczona przez naturę. Nie trzeba dodawać ze balansowanie w aucie na krawędzi przepaści na wysokości kilku kilometrów daje niezwykle silne doznania... I piękne widoki!

Droga Srinagar-Leh

Na przełęczy trwa ciągła budowa

Wjeżdżając na wyżynę Ladakhu

Coraz bardziej buddyjsko

Księżycowy krajobraz Ladakhu

Ladakh, leży na wysokości ok 3 tysiecy metrów i znany jest jako Mały Tybet. Wszystko od krajobrazu, przez architekturę do ludzi przypomina istotnie Tybet. Jeśli ktoś nie może lub nie chce jechać do chińskiej prowincji, tutaj znajdzie autentyczny kontakt z kulturą tybetańską. Może najbardziej urzekające pozostają jednak góry - suche i niedostępne, a jednocześnie tak pociągające w tym przejrzystym, rozrzedzonym powietrzu...

Pałac królewski w Leh

W świątyni

Klasztor tybetański w Leh

Panorama Leh

Klasztor w Thikse

Motorowa wyprawa

Przy drodze

Z klasztoru Thikse

Na małym trekkingu

Himalaje z góry

niedziela, 12 maja 2013

Wyjeżdżamy

Kiedy temperatura przekracza 40 st. C., a powietrze parzy jak z blisko przystawionej suszarki nawet jeżdżenie autorikszą przestaje sprawiać frajdę,. Zresztą riksze zdrożały w zeszłym tygodniu o 30%. Czas było więc wracać. A w Polsce wiosna w pełnym rozkwicie. Też fajnie...


czwartek, 2 maja 2013

Komponowanie na stole

Posiłki w Indiach to prawdziwa uczta dla zmysłów i wyrafinowana sztuka łączenia dań. Nie tylko buzia i brzuch się cieszą ale też oczy, nos, i dłonie - je się niemal wszystko bez użycia sztućców, prawa ręka wystarczy. Ważne są więc nie tylko smaki ale też kolory, konsystencja oraz zasady dobierania przystawek do poszczególnych dań, a to nie od razu jest takie oczywiste co z czym się je. Ryż i chlebki w rodzaju: chapati, nany, parathy to podstawa w północnoindyjskiej kuchni jak u nas ziemniaki. Do tego dania typu curry podawane są razem z tymi bez sosów. Uzupełniają to pikantne pikle, sałatki w rodzaju cebula w plasterkach, często jogurt lub gęsty kefir dla ochłody lub raita oraz chutneye - czyli rozmaite ostre mieszanki warzyw, owoców, przypraw np ze zmielonej świeżej kolendry lub mięty, kokosa, chilli, pomidorów i cebuli ( jest wielka ilość rodzajów).  Na stole pojawia się więc armia miseczek i to zawsze zachwyca jak się uzupełniają, podkręcają smaki. Po jakimś czasie zaczyna się zauważać zasady, że np do biryani (danie z ryżu z mięsem lub warzywami) zawsze podana zastanie raita czyli jogurt z drobno pokrojonymi warzywkami np ogórkiem, cebulą, świeżą kolendrą i przyprawami. A do masali dosy (południowoindyjski naleśnik z nadzieniem np z ziemniaków) dostaniemy sambar (pikantna zupa) chutney: biały ze świeżego kokosa, czerwony z pomidorów i cebuli i kolejny w pięknym zielonym kolorze chyba z kolendry i kokosa itd. Głównym posiłkiem jest kolacja. Poprzedza ją często tyle przekąsek - jeśli się jest na przyjęciu - że trudno znaleźć miejsce na główne dania i obowiązkowy deser. Wpadliśmy w tę pułapkę kilka razy na początku:-) dopóki nie nauczyliśmy się, że te kebabiki (mielone mięso mocno przyprawione z rusztu) z sosikami, ser paneer w przyprawach na gorąco, pakora czyli warzywa w cieście smażone czy orzechy z surowymi warzywami to tylko wstęp do właściwego ucztowania, które potrafi się przciągnąć :-)






niedziela, 28 kwietnia 2013

Indyjskie wesele

Udało nam się w końcu zobaczyć tradycyjne indyjskie wesele. Zostaliśmy zaproszeni do Allahabadu na ślub naszego znajomego - młodego naukowca mieszkającego w Delhi. Małżeństwo jak większość w Indiach aranżowane przez rodziny. Państwo młodzi zostali dobrani pod względem: pochodzenia z odpowiedniej kasty, wykształcenia (oboje z doktoratem), statusu społecznego, astrologicznym! (bardzo istotne). No i poza tym dobry chłopak był na wydaniu i dobra dziewczyna również. Rodziny spotykały się i dogadywały szczegóły a przyszli małżonkowie spotkali się około 5 razy i uznali.... że chcą razem zacząć nowe życie i ich rodziny dokonały dobrego wyboru.

Nie wiedzielismy do końca czego się spodziewać, jak ubrać i zachować a wcześniejsze "dochodzenie" wśród znajomych nie w pełni się sprawdziło:-)
W końcu w różnych częściach Indii tradycje są inne.
Uczestniczyliśmy tylko jedną noc w zaślubinach, które trwają kilka dni - a to i tak uproszczona wersja dostosowana do współczesnych czasów. Wielość rytuałów i poszczególne etapy zastały skrócone np. czas kiedy oboje nie wychodzą z domów nasmarowani kurkumą - na znak oczyszczenia przed ślubem. Jako goście Pana Młodego zaczęliśmy wieczór od pochodu jego rodziny i znajomych wśród latarni niesionych oraz ciągniętych przy mocnych rytmach muzyki ze specjalnego wozu pomieszanych z orkiestrą. Goście tańczyli po drodze a w upalną noc wymaga to nie lada kondycji. Pochód zmierzał do miejsca w którym miała odbyć się seria rytuałów, wesele - nie przypominające w niczym zachodniego. Nie byliśmy też w stanie przewidzieć co będzie się działo za chwilę:-)



 Po długich etapach spędzonych w osobnych grupach gości, specjalnej pudży odprawionej nad przyszłym małżonkiem, Pan Młody i Panna Młoda spotkali się na scenie gdzie wymienili się wieńcami kwiatów. Następnie wszyscy robili sobie z nimi zdjęcia co trwało trochę wziąwszy pod uwagę ilość zaproszonych. Po czym udali się na kolację a my posadzeni zostaliśmy z Parą Młodą przy stole i dobrze pilnowani żeby niczego nam na talerzu nie brakowało:-) Właściwie wkrótce potem część gości pożegnała się i wyszła więc myśleliśmy że uroczystość i zabawa dobiegają końca. O jak bardzo się myliliśmy:-) Udaliśmy się na przerwę z dozwoloną drzemką, przebraniem się itp. Znowu towarzyszyliśmy Panu Młodemu, który zmienił strój na lżejszy i powróciliśmy na miejsce weselne wiedząc że będzie jeszcze jakiś rytuał z ogniem. Nie wiedzieliśmy tylko że będzie on trwał... kilka godzin i że to najważniejsza część zaślubin i dla nas też najciekawsza.





 Przy recytowanych przez bramina słowach Upaniszady wzywającego planety, bogów i wszelkie siły dla dobra pary odbywały się złożone rytuały w otoczeniu rodzin. Przekazywanie symboliczne Panny Młodej z jednej rodziny do drugiej było bardzo wzruszające. Ojciec podtrzymywał jej rękę, którą trzymał Pan Młody, mama wspierała. Najstarszy brat polewał wodą muszlę położoną w dłoniach Pary Młodej. Jak się dowiedzieliśmy nigdy później wg tradycji brat nie może dotknąć siostry.
Członkowie rodzin, którzy wcześniej pościli aby się przygotować do tego, obmyli stopy Młodej Parze. Było też chodzenie siedem razy wokół ognia i wiele innych czynności przy użyciu olejków, kadzideł, pożywienia, pieniędzy. Niemal każdy z krewnych miał swoją rolę i to ich wsparcie było wspaniałe.

Około 4 nad ranem - podobno szczęśliwej godzinie zakończyła się uroczystość i żona miała udać się już do domu męża po raz pierwszy.
Następnego dnia spotkaliśmy świeżo- poślubionego uśmiechniętego choć zmęczonego po kilku dniach tak intensywnych. Zapytaliśmy jak się czuje czy jest szczęśliwy? Był bardzo zadowolony, spokojny i mówił nam jak bardzo chwali sobie tę tradycję. Wymienił nam też wiele zalet aranżowanego małżeństwa, które jak twierdzi jest absolutnie w zgodzie z wolą młodych i jest tak pomyślane żeby szczęśliwie weszli na nową drogę.
Nie mogłam tylko wydobyć z niego czy jest podekscytowany tą zmianą w życiu. Myślę że w tej tradycji nie tak ważne są emocje co bardziej racjonalne nastawienie i poczucie że to dobry czas, dobra osoba wybrana przez wspierającą rodzinę.

Młodzi małżonkowie zamieszkają sami w Delhi, gdzie rozwijać będą swoją naukową karierę a nie tradycyjnie z rodziną męża.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Sesja zdjęciowa Nah-nu w Indiach

To był bardzo intensywny i zabawny dzień. Pomagaliśmy naszym gościom w poszukiwaniu plenerów do sesji zdjęciowej nowej kolekcji ubrań zaprojektowanych przez Kasię. Wybraliśmy się najpierw na Dili Hut - przyjemny targ z  rękodziełem z całych Indii. Ubrane w sukienki Nah-nu przechadzałyśmy się między stoiskami i udawałyśmy, że coś kupujemy, Łukasz robił zdjęcia a Pat odciągał sprzedawców pytając ich o jakieś odległe przedmioty żeby nie wchodzili w kadr:-) Następnie pojechaliśmy do Lodi Garden - najpiękniejszego parku w Delhi i goniliśmy światło zachodzącego słońca. Akcja była efektowna i efektywna. Kasia przebierała się zręcznie w niełatwych warunkach, Łukasz tylko zmieniał obiektywy a Pat pokazywał kolejne dobre miejsca i rozśmieszał modelkę. Ubiory prezentowały się świetnie na tle zabytkowych monumentów, niezwykłych drzew. To część sesji, którą Kasia i Łukasz realizowali w podróży przez Azję. Można ją zobaczyć na stronie: http://www.nah-nu.com/index.php?id=199





czwartek, 18 kwietnia 2013

Multi-Kulti


Jednym z głównych bogactw Indii jest ich religijna różnorodność, wieloetniczny i wielokulturowy charakter. Cieszy mnie widok kobiet w sari, panów w turbanach, ciemniejszych twarzy osób z południa czy skośne oczy imigrantów z północnego-wschodu. Konstytucja Indii uznaje 22 języki za urzędowe, a liczba używanych dialektów przekracza tysiąc. Język malajalam z Kerali należący do rodziny języków drawidyjskich ma więcej wspólnego z językiem w Malezji czy Singapurze, niż z hindi na pólnocy kraju.

Pudża w świątyni Śiwy
Śpiewy w świątyni Wisznu
Oprócz 80% wyznawców hinduizmu, w Indiach mieszka ok 180 milionów muzułmanów, ponad 20 milionów sikhów i chrześcijan, znaczące mniejszości buddystów, dżinistów, zoroastrian i bahaitów razem z dużą populacją tradycyjnych plemion wyznajacych różne formy animizmu. Tylko w naszej małej dzielnicy można wybrać się do jednej z kilku świątyń hindusitycznych, sikhijskiej gurudwary, meczetu, kościoła katolickiego czy świątyni dżinijskiej. Poranny azan (muzułmańskie wezwanie na modlitwę) przeplata się z dzwonkami budzącymi hinduskich bogów; śpiewy dobiegają z gurudwary. Różne zasady dotyczące jedzenia potrafią skomplikować przygotowanie wspólnej kolacji dla znajomych. Religia jest ważna. Często jednym z pierwszych pytań, jakie usłyszysz będzie: jakie jest Twoje wyznanie.

Bahaistyczna Świątynia Lotosu w Delhi

Meczet Fathapur w Old Delhi

Wnętrze świątyni dżinijskiej w Delhi
Wejście do gurudwary w Delhi
Sam hinduizm jest tak wewnętrznie różnorodny i podzielony, że stanowi świat sam w sobie. Mówi się, że w Indiach mieszka 360 milionów bogów i pewnie tyle jest też odmian hinduizmu. Obok wyznawców Wisznu czy Śiwy, są czciciele Kriszny czy Śakti (żeńskiej mocy); jedni poszukują drogi do boga przez rytuały (pudże), inni przez pobożność (bhakti), inni przez wiedze (dżniana) lub wewnętrzne praktyki (joga, tantra). W hinduizmie nie ma żadnego papieża i pojęcia ortodoksji co daje pole do ciągłego ewoluowania i zmian. Każdy guru majacy kilku uczniów może w zasadzie wprowadzić własne zasady i stworzyć oddzielną sektę. Każde drzewo, rzeka lub góra może zostać uznana za świętą i posłużyć za świątynię. Ktoś ostatnio zauważył nawet, ze w Indiach jest więcej świątyń niż toalet.

Świątynia hinduistyczna Lakshmi Narayan w Delhi

Świątynia hinduistyczna w Udajpurze
Świątynia Kriszny w Delhi
Drzewo-świątynia w Delhi

Oczywiście nie zawsze jest tak kolorowo i tolerancyjnie. Co kilka lat zdarzają się krwawe pogromy, zwłaszcza między hindusami a muzułmanami, a niektóre grupy próbują wykorzystać różnice religijne do załatwiania własnych interesów. Wyznawcy różnych religii mieszkają często w innych dzielnicach gdzie najłatwiej mogą zachować swoją tożsamość. Jednocześnie tworzą większą skomplikowaną mozaikę. Albo jak powtarza znany polityk –pisarz Shashi Tharoor: „Indie to nie masala (jednorodna mieszanka), ale thali, gdzie poszczególne potrawy zachowują swoją odrębność, ale sładają się na jedno bogate danie”.