środa, 2 kwietnia 2014

Taniec demokracji

W przyszłym tygodniu rozpoczyna się największe ćwiczenie demokratyczne świata. W poniedziałek, 7 kwietnia pierwsi spośród 814 milionów Indusów uprawnonych do głosowania ruszą do urn żeby wybrać 543 przedstawicieli do niższej izby parlamentu Lok Sabha i zadecydować, kto będzie nimi rządził przez następne 5 lat. Tylko liczba młodych wyborców, którzy mogą zagłosować po raz pierwszy przekracza 120 milionów. Dla porównania, druga największa demokracja – USA – ma nieco ponad 300 milionów obywateli i pewnie nieco ponad 200 milionów wyborców. Wybory do Parlamentu Europejskiego, przewidziane na 25 maja, obejmują tylko nieco ponad 500 milionów osób.

Zorganizowanie prawidłowego głosowania dla takiej masy ludzi jest samo w sobie nie lada wyzwaniem. Dlatego wybory w Indiach potrwają ponad miesiąc  i odbędą się w 9 turach w różnych częściach kraju. Ostatni dzień głosowania przypada 12 maja, a ostateczne wyniki będą znane cztery dni później. Przygotowanych jest około 930,000 lokali wyborczych i 1,8 miliona elektronicznych urządzeń do głosowania (EVS) wykorzystywanych w Indiach zamiast tradycyjnej papierowej karty do głosowania. Organizacja wyborów ma kosztować około 35 miliardów rupii (ok. 600 mln dolarów), a partie polityczne planują wydać na kampanie 5 miliardów dolarów.

Nie dziwi więc, że kraj ogarnęła gorączka wyborcza. Wszystkie programy telewizyjne i gazety skupiaja się tylko na tym temacie oferując oddzielne cykle pod specjalnymi tytułami: „Festiwal demokracji”, „Taniec demokracji”, „Głos miliarda” itp. Politycy przemierzają kraj na kolejne wiece wyborcze, a tysiące aktywistów i wolontariuszy rozgłasza przesłanie swoich przywódców na lokalnych spotkaniach z wyborcami.  Organizacje pozarządowe organizują koncerty, akcje i kampanie mające przekonać Indusów, że ich głos ma znaczenie.

Sama jakość kampanii wyborczej nie rózni się zbytnio od tej znanej w Polsce. Politycy koncentrują się raczej na wymianie personalnych ciosów, obrzucaniu błotem, rzucaniu ogólnych haseł, a nie tłumaczeniu własnych programów. Kongres Narodowy straszy powrotem do religijnych pogromów jeśli władze przejmie nacjonalistyczna BJP. BJP obwinia z kolei Kongres o wpędzenie Indii w kryzys gospodarczy. Partia Zwykłego Czlowieka, AAP, oskarża i Kongres i BJP o korupcję i promowanie „kapitalizmu kolesi”. Inne partie zarzucaja AAP brak doświadcznia i tani populizm.


To mają być przełomowe wybory, ale bardzo trudno przewidzieć jakie przyniosą wyniki. Na razie na czele wyścigu do fotelu Premiera Indii prowadzi Narendra Modi, premier stanu Gujarat i lider BJP, ale do 12 maja dużo się może jeszcze wydarzyć. Zresztą w kraju tak ogromnym i zróżnicownym jak Indie rzadko kiedy prognozy wyborcze się sprawdzały i zawsze możliwa jest jakaś niespodzianka. Jedno jest pewne: to będą nie tylko największe, ale i najciekawsze wybory w historii. 
akcja promująca udział w wyborach



lokalny wiec Aam Admi Party - Parti Zwykłego Człowieka

zwolennik AAP


Prawdopodobnie następny premier Indii - Narendra Modi - patrzy z większości przystanków autobusowych


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz