W pierwszych tygodniach pobytu w Indiach poznałem ciekawego
Francuza. Na wesołej imprezie mieszkających tu ekspatów – prawdziwej wieży
Babel – pośród Brazylijczyków, Afgańczyków, Belgów, Polaków, Indusów i innych,
zagadaliśmy się na wiele godzin przegapiając serwowane pieczone szaszłyki i tracąc
okazje na nowe znajomości. Gilles mieszka w Indiach od ponad 18 lat. Tańczy,
reżyseruje, uczy, medytuje, organizuje spektakle. Nie chce już wracać do
Francji i Indie wybrał jako nowy dom. Rozmawialiśmy o tym co nas ciągnie do
Indii. – „Ten kraj nie daje się pojąć i nie da ci spokoju. Jednego dnia wydaje
ci się, że coś już zrozumiałeś. Drugiego wydarzy się coś co rozwali w pył całą
tą wiedzę. I będziesz musiał zaczynać od nowa”.
Gilles tańczący na tle Świątyni Lotosu w Delhi, 2013 |
Od kilku miesięcy chodzę regularnie do najbliższego
osiedlowego sklepiku po mleko, jajka, herbatę czy wodę. Ciągle jednak nie udało
mi się zdobyć zaufania właściciela, żeby odpowiadał mi choćby na „dzień dobry”
czy zaangażował w dłuższą rozmowę. Jego obojętna twarz nie zdradza żadnych emocji i wprowadza we mnie niepokój bycia „obcym”. Sto metrów dalej jest sklep – U Ramesha.
Starszy pan zawsze wita mnie uśmiechem i sprawdza moje postępy w hindi,
cierpliwie powtarzając poszczególne zwroty. Jest cudowny.
Jeśli ktoś przyjedzie
do Indii i będzie zwracał uwagę na tylko takie miejsca jak pierwszy sklep –
wyjedzie zdegustowany i zawiedziony. Jeśli ktoś będzie widział tylko te drugie –
zachwycony i zakochany. Ale jak ktoś będzie starał się dostrzec je wszystkie –
może zwariować. Albo z czasem wypracować jakiś bardziej pełny obraz Indii, które
jednak ciągle nie dadzą się jednoznacznie zaszufladkować. To wymykajace się coś,
ta niemożność generalizacji, ta różnorodność niedająca się uprościć, te ciągłe
zmiany akcji – to chyba najbardziej fascynuje.
Albo jeszcze inaczej. Wczoraj w nocy przed jednym z klubów
spotykamy troje młodych, sympatycznych Indusów. Jeden z nich, już dość dobrze
pijany, w przypływie szczerości wykrzykuje mi do ucha praktyczne rady
podróżowania po Indiach, ostrzega przed skorumpowaną policją, przed naciągaczami
i oszukującymi riksiarzami. „Uważaj – zdradza mi główną tajemnicę – nie można
ufać Indusom! Wszyscy jak widzą obcokrajowca to chcą wyciągnąć tylko jego kasę,
zrobić w konia, oszukać. Ja jestem inny – zastrzega – ale wszyscy Indusi to
kłamcy!”. Rozstajemy się serdecznie a ja zostaję z tą wiedzą nieco zakłopotany.
Czuję się trochę jak strożytni Grecy, próbujący rozwikłać paradoks Epimenidesa.
Ten grecki filozof pochodzący z Krety miał zasłynąć stwiedzenim, że „Kreteńczycy
zawsze kłamią”. Mówił więc prawdę, czy
kłamał? W co wierzyć? Incredible India!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz