W niedzielę (28 października) indyjski rząd przeszedł
długo oczekiwaną i całkiem poważną rekonstrukcję. Zmiany dotyczyły łącznie 22 stanowisk w gabinecie,
łącznie z siedmioma ministrami, w tym tak ważnymi jak spraw zagranicznych czy
rozwoju zasobów ludzkich. (zobacz więcej np.: http://www.thehindu.com/todays-paper/khurshid-raju-head-pack-in-major-reshuffle/article4042213.ece ). Dodanie kilku młodych i ambitnych polityków z pokolenia Rahula Gandhiego (syna szefowej
Indyjskiego Kongresu Narodowego – Sonii Gandhi i prawdopodobnie przyszłego
premiera) miało poprawić i odmłodzić wizerunek rządu powszechnie uważanego za „niekompetentny,
stetryczały i skorumpowany”. To pewnie ostatnia przed planowanymi za 1,5 roku
wyborami próba premiera Manmohana Singha na przyspieszenie reform i odzyskanie
społecznego zaufania. Nie będzie to jednak zadanie łatwe.
Jeśli komuś polska demokracja i krajowi politycy wydają się
nieprofesjonalni, skorumpowani lub nieuczciwi, obserwowanie życia politycznego
w Indiach może tchnąć nieco więcej wiary w Polskę. Indie, to największa
demokracja świata, ale też posiadająca największe problemy. Nie spotkałem
jeszcze tutaj nikogo, kto miałby dobre zdanie o indyjskich politykach. Raczej
nikt nie ma złudzeń, że mandat do parlamentu potrzebny jest im do czegokolwiek
innego niż do szybkiego wzbogacenia się i realizacji własnych partykularnych
interesów. Skandale korupcyjne dotykające rząd, ale też polityków opozycji
sprawiają wrażenie, ze nikt w indyjskiej polityce nie jest czysty. W 2008 r. na
535 parlamentarzystów prawie ¼ miała wytyczone procesy za korupcje, malwersacje finansowe i zwykłe
przestępstwa. Przy okazji ważnego dla rządu głosowania wotum zaufania latem
2008 r. kiedy liczył się każdy głos, kilku parlamentarzystów zostało
dowiezionych do parlamentu prosto z więzienia. W ostatnich latach kilku
ministrów musiało pożegnać się ze stanowiskami po naświetleniu ogromnych afer
korupcyjnych.
Mój wykładowca na uniwersytecie narzeka na brak prawdziwego
przywództwa politycznego a kiedy wymienia nazwiska aktualnych liderów
poszczególnych partii wywołuje tylko śmiech studentów. Kiedy próbuje zwrócić
uwagę na duże zainteresowanie polityką i wysoką frekwencje w indyjskich
wyborach, z reguły wyższą niż w nowych demokracjach w Europie Centralnej,
rozwiewa mój optymizm twierdząc, że mniej niż połowa tych wyborców głosuje
świadomie. W kraju gdzie 40% populacji nie potrafi pisać i czytać i kilkaset
milionów ludzi żyje w ubóstwie kupowanie głosów nie jest aż tak drogie ani
trudne. W indyjskiej polityce liczą się koneksje, pieniądze i oddanie liderowi.
Indie przećwiczyły już system jednopartyjny (długa dominacja Kongresu
Narodowego), dwupartyjny (rządy Kongresu lub prawicowej BJP) i wielopartyjny (z
szerokimi koalicjami u władzy), ale żaden nie spełnił oczekiwań wyborców.
Jeśli komuś ekscesy Samoobrony w polskim parlamencie
wydawały się nie na miejscu i szkodzące demokracji powinien obejrzeć prace
indyjskiego parlamentu. Niedawna letnia sesja praktycznie się nie odbyła bo
opozycja skutecznie blokowała obrady wdając się w zażarte kłótnie i prowadząc
obstrukcje prac, domagając się wyjaśnienia ostatniego skandalu z alokacją
kopalń węgla prywatnym firmom. Jeden z liderów ruchu społecznego przeciwko
korupcji, który powoli przekształca się w polityka Arwind Kejriwal niemal
codziennie naświetla niejasne interesy polityków z wszystkich opcji
politycznych. Najgorsze jest przeświadczenie, że nie ma żadnej alternatywy i
cała klasa polityczna jest do niczego.
Czy Kejriwal zdąży zbudować struktury
swojej partii i przekonać wyborców, że jego drużyna jest inna, pozostaje pod
dużym znakiem zapytania. Czy rosnąca frustracja społeczna całą klasą polityczną
zrobi miejsce na nową siłę w indyjskiej polityce? Czy może ostatnie zmiany w
rządzie i coraz bardziej krytyczna opinia publiczna wymuszą nowe standardy i odnowią
etos obecnych polityków? Jakby nie było następne wybory w Indiach będą na pewno
bardzo ciekawe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz