Jednym z pierwszych doświadczeń jakie przeżywa każdy kto
przyjeżdża do Indii (dla niektórych jest to zbyt trudne i więcej tu nie
przyjadą) jest doświadczenie biedy. Nie jest to jakaś polska bieda – schowana w
domach i oznaczająca gorsze posiłki i tańsze zabawki. Nie jest to nawet bieda
afrykańska – przygnębiająca, ale nie przerażająca. W Indiach bieda jest skrajna
i powszechna i wszechobecna.
Tutaj mieszka więcej ludzi w skrajnym ubóstwie (według Banku
Światowego to poniżej 1,25$ dziennie) niż w całej Afryce Subsaharyjskiej.
Według opublikowanego w zeszłym tygodniu Globalnego Indeksu Głodu – Indie zajęły
65 miejsce na 79 państw. To znaczy że tylko w czternastu krajach świata problem
jest poważniejszy. Aż 43,5% indyjskich dzieci w wieku do 5 lat jest
niedożywionych (62 miliony). 25% wszystkich cierpiących z powodu głodu na
świecie mieszka w Indiach. Nie sposób
tego nie zauważyć ani przed tym uciec.
Bieda nie chowa się w domach, bo ich nie ma. Bieda mieszka
na ulicy – w centrach miast, na skrzyżowaniach, pod mostami, za rogiem. Bieda często
nie ma ręki albo nogi, ma zdeformowane ciało i smutne, błagające oczy. Bieda
jest jednocześnie aktywna i nie pozwoli Ci o sobie zapomnieć. Znajdzie cię na
ulicy, w taksówce, w sklepie czy restauracji. Bieda wywołuje poczucie winy.
Kiedy leże w wygodnym łóżku w swoim mieszkaniu w dobrej
dzielnicy Delhi myślę jakim jestem szczęściarzem. Jednocześnie pojawiają się wątpliwości
dlaczego jestem akurat tu a nie na ulicy pośród setek tysięcy bezdomnych lub w
slumsach z milionami lepiej od nich "sytuowanych”. Idąc ulicą omijam chodnik zajęty
przez bezdomnych, odtrącam ręce wyciągnięte przez kobiety, uciekam wzrokiem przed
spojrzeniem dzieci. Przyłapany w autorikszy na skrzyżowaniu powtarzam w myślach
znany rachunek: dać kilka rupii czy właśnie nie; czy ulegając prośbom opłacam
im jedzenie czy właśnie skazuje na trwanie w tym miejscu całe życie, czy
bardziej pomagam czy szkodzę, w i w końcu na ile takich skrzyżowań, na ile osób,
na ile wyciągniętych rak starczy mi pieniędzy, i jak zdecydować na których?
Anuj – młody hindus z bogatej rodziny opowiada mi, że
żebractwo to dobrze zorganizowana profesja którą zarządzają związki zawodowe i
rożne mafie, a pieniądze rzadko trafiają do tych których spotykasz na ulicy. Każdy
kto widział film „Slumdog-milioner z
ulicy” może wyobrazić sobie jak to wygląda. „Ja nigdy nie daję pieniędzy na
ulicy – opowiada – zamiast tego od czasu do czasu moja rodzina zawozi dary i
pieniądze do zaufanych organizacji”.
Kiedy patrzę za okno na robotników burzących stary dom
ogromnymi młotami, zarówno mężczyzn jak kobiety, czuję jednocześnie współczucie
i podziw. Słowa mojego sąsiada działają choć trochę uspokajająco – „w Indiach
poprawia się także robotnikom - kiedyś mogłem mieć pracownika za 1 dolara
dziennie – dziś muszę płacić 3 dolary (9 PLN)”. Jadąc rikszą czuję dyskomfort
targując się z rikszarzem o dziesięć rupii. Z jednej strony znam ceny i nie chce
dać się naciągnąć, z drugiej myślę że powinienem zapłacić więcej. Czasem
chciałbym w tajemnicy zostawić rikszarzowi 1000 rupii, żeby choć raz mógł wydać
na coś innego niż na przeżycie.
W Indiach nawet zabicie owada może przyprawić o dylematy
moralne. Z jednej strony powszechny wegetarianizm i ogólna świadomość
reinkarnacji sugerują większą wstrzemięźliwość w stosowaniu przemocy. Z drugiej
strony, insekty są tak uciążliwe i paskudne a komary przenoszą niebezpieczną malarię
i dengę, ze odruchowo wymierzasz najwyższy wymiar kary.
Przydałaby się jakaś grubsza skóra – na te komary i biedę.
Oczywiście ubogie i smutne Indie to tylko część obrazka. Indie są wielowymiarowe.
A w zasadzie jest wiele Indii. Są też bardzo bogate i radosne. Te różne Indie przeplatają
się i jakoś uzupełniają. Bose, brudne dzieci przeciskają się na skrzyżowaniu
między wypolerowanymi BMW i nowiutkimi SUVami. Kiedy trafiamy do lepszej
restauracji dla wyższych klas, stać nas może na jedno małe piwo (22 PLN) lub
colę (10PLN) i sami czujemy się jak z biedniejszego świata. Nad mężczyzną który
śpi na ulicy a jego dniówka, przy odrobinie szczęścia może wynosić 300 rupii
wisi wielki billboard zapraszający na weekend do luksusowego hotelu za ”jedyne 25
000 rupii”. Zastanawiam się patrząc na to ogłoszenie, czy ci którzy je
projektowali nie mieli poczucia winy? I to jakoś pomaga mi zagłuszyć własne
sumienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz